czwartek, 28 stycznia 2010

a zapowiadało się tak niemrawo...

Dzisiejsze spotkanie na "migawkach" miało być swobodną pogadanką o zdjęciach, o zadanych tematach, o związanymi z tym problemami; mieliśmy, we własnym gronie pochylić się nad tym co trudne, skrytykować, względnie pochwalić się wzajemnie.
Ostatecznie na Mokotowską dotarło stosunkowo okrojone grono Migawkowiczów. W świetle "zimy dziesięciolecie" jest to jednak poniekąd zrozumiałe.

Tym nie mniej, w jeszcze bardziej kameralnym gronie, zaczęliśmy przeglądać bloga, rozmawiać o już powstałych zdjęciach, w końcu okazało się jednak, że niektórzy coś tam przynieśli...

Mam nadzieję, że część z oglądanych dziś zdjęć wkrótce objawi się na blogu. Ale w ferworze dyskusji nagle wyłoniła się kwestia, która na dobre nas podzieliła (oczywiście jedynie na płaszczyźnie podejścia do fotografii!).

kadrowanie...

czy można?
a jak tak, to jak i kiedy?
i czy można zaprezentować cykl, w którym zdjęcia będą miały różne formaty?
albo czy tylko jedno zdjęcie w cyklu może mieć niestendardowy format?
i czy ważniejsze jest ostateczne dobro konkretnego zdjęcia, czy całego cyklu?
i w końcu: czy kadrowanie to objaw ułomności fotografa czy właśnie jego wyższa świadomość tego medium?

ach... bywało gorąco.

Do konsesnusu chyba nie dotarliśmy. Zachęcam Was serdecznie do wypowiedzi w tym temacie. Z pewnością powróci on przy budowaniu wystawy. (a co to właściwie jest "wystawa"...?)

3 komentarze:

  1. dla jasności: mówimy o kadrowaniu, które zmienia proporcje zdjęcia.

    OdpowiedzUsuń
  2. niech ci, których nie było żałują! ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. ale widze, że problem nie jest tak palący dla reszty... moze to ta atmosfera Mokotowskiej :)

    OdpowiedzUsuń